Właśnie rozpoczynał się okres, który miał przejść do historii jako "karnawał Solidarności" i zwrócić na Polskę oczy świata. To wszystko nie było by możliwe bez przykładu, który przyszedł z Lubelszczyzny, gdzie robotnicy jako pierwsi masowo upomnieli sie o swoje prawa. Nie wolno nam zapomnieć, że Sierpień '80 nie zrodził się w próżni. Na początku był lipiec. Lubelski Lipiec.
Tego dnia nastąpił pewien przełom, który był punktem zdobytym przez strajkujących. Otóż, ku wielkiemu zdziwieniu czytelników, w czwartkowym wydaniu "Sztandaru Młodych" opublikowano listę 21 postulatów gdańskich. Był to pierwszy ogólnopolski dziennik, który to uczynił - z całą pewnością za przyzwoleniem cenzury. Nie była to może "Trybuna Ludu", ale i tak liczył się sam fakt. Przeniknięcie postulatów robotniczych na łamy prasy było wydarzeniem bez precedensu w ówczesnych polskich warunkach.
W środę 27 sierpnia inne zakłady Lublina przyłączyły się do wyrazów solidarnoości ze strajkującymi na Wybrzeżu. Tak było między innymi w Fabryce Samochodów Ciężarowych, gdzie przygotowano specjalną petycję. Jakby tego było mało, protestowano już nie tylko w zakładach pracy. W Lublinie w kościele Świętego Ducha zorganizowano bowiem głodówkę w intencji strajkujących na Wybrzeżu.
26 sierpnia 1980 roku był w pewnym sensie jednym z najważniejszych dni społecznego buntu, który na dobre rozpoczął się od tak zwanego Lubelskiego Lipca, by w sierpniu dotrzeć na Wybrzeże i rozlać się po całym kraju. Właśnie we wtorek 26 sierpnia doszło do czegoś co można śmiało nazwać strajkowym sprzężeniem zwrotnym.
O godzinie 8.00 rano w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku - gdzie jak pamiętamy wystartowały wydarzenia Lubelskiego Lipca - rozpoczął się dwugodzinny strajk solidarnościowy. Miał to być wyraz wsparcia dla tych, którzy protestują na Wybrzeżu.
W poniedziałek 25 sierpnia 1980 tak prasa centralna jak i lokalna żyła przede wszystkim ustaleniami IV Plenum KC PZPR, które odbyło się dzień wcześniej. "Trybuna Ludu" w artykule zatytułowanym "Nie ma sprawy pilniejszej" donosiła:
"Z trybuny IV Plenum Komitetu Centralnego padły ważkie i zobowiązujące całą partię stwierdzenia. Ujął je w słowa towarzysz Edward Gierek, mówiąc: 'Dokonujemy zasadniczego zwrotu w polityce partii i państwa, dostosowujemy ją do realiów dnia dzisiejszego. To dostosowanie do realiów dotyczy dziś nie tylko sfery gospodarki, a nawet nie głównie tej sfery'."
Z odważnej postawy robotników Świdnika, Lublina i innych miast regionu lubelskiego brano przykład i wyciągano wnioski. Wszystko oczywiście w towarzystwie stałego zalewu propagandy, sączącej się ze szpalt gazet, radiowej anteny i ekranu telewizora. Trybuna Ludu, 22 sierpnia 1980, artykuł o tytule "Mimo trudności - załogi realizują plan":
"W obecnej sytuacji społeczno-gospodarczej kraju najważniejszym zadaniem jest utrzymanie rytmicznej pracy zakładów przemysłowych, instytucji i służb komunalnych.Tylko w ten sposób bowiem - jak podkreśla się w wielu dyskusjach prowadzonych przez załogi robotnicze - możemy stworzyć warunki do spokojnego rozwiązywania trapiących nas problemów społecznych i ekonomicznych.
Co znajdziemy w gazetach z 21 sierpnia 1980 roku? Sprawdźmy. Trybuna Ludu, artykuł pod tytułem "Ceny przestojów":
"Od kilku dni mają miejsce zakłócenia lub przerwy w pracy portów i stoczni, przede wszystkim w Gdańsku i Gdyni, a także w Szczecinie. Ich załogi wysuwają postulaty dotyczące głównie płac i cen. Rzecz w tym, że stopień uwzględnienia tych w zasadzie słusznych postulatów będzie zależał od możliwości, a te z kolei limitowane stanem gospodarki. Wywód jest prosty: każda godzina i dzień zakłóceń w produkcji utrudniają możliwość zwiększenia płac, zaopatrzenia rynku, poprawy warunków socjalnych".
Prasa - oczywiście z inspiracji władz - przyjęła nowy ton i stara się przedstawić strajkujących jako inspirowanych przez Zachód wichrzycieli, którym zależy na upadku gospodarki. Ich działania zostają przedstawione teraz jako bezpośrednie niebezpieczeństwo dla bytu każdego z uczciwie pracujących obywateli. Wystarczy zerknąć do wydania "Głosu Wybrzeża" z 20 sierpnia 1980 roku:
"Ostatnie dwa dni przyniosły inne jeszcze symptomy zaostrzającego się kryzysu oraz wzmogły i tak przecież niemałą obawę o istotę tego co dzieje się wokół nas. Ograniczona jest lub – w nierzadkich wypadkach – wręcz gwałcona wolna wola obywateli. Ludzi pragnących opuścić nieczynne zakłady zatrzymuje się siłą. Pracownikom chcącym wykonywać swe normalne obowiązki na rzecz miasta dewastuje się sprzęt i narzędzia".
19 sierpnia 1980 roku (był to wtorek) na łamy większości gazet codziennych - czy to krajowych, czy lokalnych trafiła transkrypcja telewizyjnego przemówienia I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, które wygłosił dzień wcześniej.
W poniedziałek 18 sierpnia 1980 roku było już jasne, że pomysł władzy na ukrycie społecznych niepokojów przez ogółem społeczeństwa poniósł spektakularną klęskę. Gierek liczył na to, że protesty społeczne przycichną, kiedy władza wykona kilka pojednawczych gestów. Sprawy zaszły jednak za daleko.
Próbą ratowania sytuacji było telewizyjne wystąpienie, w którym I sekretarz KC PZPR starał się udowodnić, że nadal panuje nad sytuacją i obiecywał poprawę losu zwykłych obywateli.
17 sierpnia 1980 roku przypadał w niedzielę. Pomiędzy tym dniem a czwartkiem 14 sierpnia wydarzyło się niezwykle dużo. Jak pamiętamy z naszego poprzedniego spotkania 14 sierpnia rozpoczał się kluczowy jeśli chodzi o sytuację na Wybrzeżu strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Prasa - zakłamująca rzeczywistość przez większość okresu protestów latem 1980 roku - dzień później po rozpoczęciu strajku okupacyjnego w Gdańsku znów pisała oględnie. Trybuna Ludu straszyła inflacją:
"Potrzeba społecznej refleksji. Kraj nasz znajduje się w trudnej sytuacji gospodarczej. Istnieje ostra potrzeba społecznej refleksji i społecznej wyobraźni, dla której jeden może być tylko dobry punkt wyjścia: interes kraju. Ściśle z nim związany musi być interes własny, jednostkowy czy też zawodowy - nie może być z nim rozbieżny".
O ile za symbolicznie najistotniejszą datę wydarzeń Lubelskiego Lipca uznaje się początek strajku w świdnickim WSK 8 lipca, bądź kulminacyjny moment strajków 18 lipca, o tyle Sierpień '80 na dobre zaczął się 14 sierpnia, kiedy zastrajkowali pracownicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina w Gdańsku. Podobnie jak strajk załogi komunikacji miejskiej w Warszawie, strajku w gdańskiej stoczni władze - nawet jeśli o tym marzyły - nie były w stanie przemilczeć. Płomień, który pojawił się najpierw na Lubelszczyźnie, przeniósł się teraz na Wybrzeże.
13 sierpnia 1980 roku prasa zagraniczna już na dobre rozpisywała się o napiętej sytuacji w Polsce. Paradoks sytuacji stał się niemal groteskowy - im bardziej dziennikarze zagraniczni dostrzegali problem, tym bardziej polska, kontrolowana przez partię prasa zasypywała czytelników artykułami dotyczącymi tematów zastępczych. Co więcej, temat polski zaczął już pojawiać się na pierwszych stronach znaczących europejskim pism.
Im bardziej narastało napięcie strajkowe w kraju - przypomnijmy, że od 11 sierpnia 1980 strajkowali już nawet pracownicy komunikacji miejskiej w Warszawie - tym bardziej prasa starała się przekonywać czytelników, że wszystko idzie zwykłym torem i planowo. Kurier Lubelski, 12 sierpnia 1980:
"W dalszym ciągu transportowcy pracują bardzo rytmicznie. Podczas minionego tygodnia w Lublinie i województwie lubelskim na rampach i bocznicach kolejowych załadowano tysiąc sześćset sześćdziesiąt jeden wagonów ponad czterdzieści dwa tysiące ton najprzeróżniejszych towarów wyprodukowanych przez nasze fabryki".
11 sierpnia 1980 roku Mieczysław Rakowski - dziennikarz "Polityki" i członek PZPR - zanotował w swoim dzienniku:
"Strajki trwają bez przerwy od 40 dni. Kierownictwo partii i rząd milczy. Gierek jest na Krymie, opala się. To wprost niewiarygodne. Tutaj z dnia na dzień pogłębia się kryzys polityczny, a ten wygrzewa się pod słońcem Południa".
Już nawet popierający oficjalnie tzw. linię partii zaczynali mieć wątpliwości, czy Gierek i jego ekipa są w stanie odwrócić bieg wydarzeń. Robotnicy najpierw na Lubelszczyźnie, potem w innych częściach kraju poczuli swoją siłę. Niepokój w Polsce wzrastał z dnia na dzień, tymczasem władza zakłamywała rzeczywistość i nie reagowała, licząc być może, że wakacyjny czas uśpi zapał protestujących.
10 sierpnia 1980 roku przypadał w niedzielę. Weekendowe wydanie "Kuriera Lubelskiego" donosiło między innymi o żniwach i sianokosach, o sukcesach istniejącego dopiero od półtora roku zespołu Vox, czy amerykańskim raporcie dotyczącym tego, co nas czeka w roku 2000. Dla podkreślenia rzekomo beztroskiego wakacyjnego klimatu wydania opublikowano nawet - pod hasłem "dwa łyki egzotyki" - zdjęcia skąpo ubranych kobiet w tropikalnej scenerii.
Rzeczywistość była jednak mniej sielankowa. Przez cały kraj przetaczały się juz w tym czasie strajki załóg w różnych zakładach pracy - i mniejszych i większych.
7 sierpnia 1980 roku w lubelskiej Lokomotywowni PKP wciąż trwały dyskusje pomiędzy załogą a władzami zakładu, dotyczące niespełnionych postulatów lipcowych. Jakby dla podkreślenia, że mimo opóźnień w realiacji tych ostatnich, tego dnia na łamach "Kuriera Lubelskiego" ukazał sie artykuł o tytule "Interesy załóg na celowniku". Oczywiście o samym strajku nie było tam ani słowa...
Czas opisać jeden z największych paradoksów wakacyjnych miesięcy roku 1980 w Polsce. Rodzime środki masowego przekazu starały się skrzętnie omijać temat robotniczych protestów. Tymczasem prasa po drugiej stronie żelaznej kurtyny pisała wiele o sytuacji polskiej. Wbrew temu, czego by sobie życzyła ekipa rządząca w Polsce, gazety zagraniczne szybko zauważyły wielki kryzys na naszym podwórku, którego emanacją były strajki na Lubelszczyźnia a potem w reszcie kraju.
Dziennikarz i partyjny aparatczyk, Mieczysław Rakowski 5 sierpnia 1980 roku zanotował swoje przemyślenia na temat lipcowych strajków na Lubelszczyźnie:
"Niezależnie od przyczyn powodujących pojawianie się robotniczych protestów, ich skutki dla wewnętrznego rozwoju Polski i jej pozycji w świecie są wysoce niekorzystne. Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego co pewien czas przodująca klasa społeczna łamie doktrynalne zasady, na których opiera się ludowe państwo socjalistyczne i występuje przeciwko swojej partii".
W wydaniu "Kuriera Lubelskiego" z 4 sierpnia 1980 roku czytamy, jak dzielnie z kryzysem gospodarczym walczy krajowa administracja, gotowa do wielu poświęceń:
"Nie ma żadnej przesady w twierdzeniu, iż zaostrzenie reżimu oszczędnościowego pomoże w usprawnieniu funcjonowania wielu ogniw administracji. Przerosty administracyjne w niektórych komórkach są niezwykle duże i mniejsza ilość urzędników usprawni ich pracę. Mniej ludzi, ale z większymi kompetencjami - oto niewątpliwie najsłuszniejszy kierunek tej reorganizacji".
Prasa - czy to lokalna, czy to krajowa programowo nie wspominała nic o strajkach, jeżeli już to tylko "między wierszami", na przemian strasząc i wskazując gospodarcze koszty niesubordynacji załóg.