
Historia skandynawskiego, a ściślej rzecz biorąc, norweskiego black metalu napisana jest ludzką krwią. Jej kolejne epizody rozgrywają się w scenerii płonących kościołów oraz zawilgoconych piwnic udekorowanych bronią i wykopanymi z cmentarzy szczątkami. Morderstwa, gwałty, samobójstwa – próba wskrzeszenia na nowo idei black metalu dość szybko wymknęła się spod kontroli. Wygrażanie palcami i czcze przechwałki oraz rzucane w eter manifesty wojny przeciw chrześcijaństwu ze zwykłej zgrywy kilku pijanych nastolatków zafascynowanych muzyką Kiss i Motörhead przerodziły się w realne czyny. I gdy w norweskich Oslo czy Bergen płonęły kościoły, a policja ścigała odpowiedzialnych za podpalenia, ten który w znacznym stopniu zainspirował nowopowstałą, wyjętą spod prawa subkulturę wkrótce sam miał stać się ofiarą jednego ze swoich uczniów.