
Zaczęło się od szeptu. Od zdrętwiałej ręki i kilku zdań rzuconych mimochodem.
Latem 1775 roku w Doruchowie zaczęła się historia, która zakończyła się ogniem — i ostatnim udokumentowanym procesem czarownic w Polsce.
Czternaście kobiet. Plotka, która wymknęła się spod kontroli. I stos, którego dym unosił się nad wsią jeszcze długo po wszystkim.
To nie jest klechda o magii. To opowieść o winie bez dowodów, o milczeniu, które bolało bardziej niż tortury, i o słowach, które — raz wypowiedziane — nie dają się cofnąć.