W czwartym odcinku „Klechd” zapraszam Was na spacer ścieżkami leśnego folkloru.
Będziemy meandrować między współczesnymi legendami, które stały się wiralnymi historiami, a świadectwami mieszkańców wsi, zapisanymi przez etnografów w latach 60.
Spotkamy się z Leszym, Dobrochoczym, Wiłami i innymi leśnymi bóstwami. Wysłuchamy opowieści, które mogą wywołać lekki dreszcz — zwłaszcza, gdy wrócą do Was wśród leśnej ciszy.
Bo las od wieków był źródłem naszych największych fascynacji — ale też najstarszych koszmarów.
Zmieniały się epoki, imiona bóstw i demonów,
ale las pozostawał ten sam.Nieprzenikniony. Zmienny. Znajomy — i jednocześnie obcy.
Zaczęło się od szeptu. Od zdrętwiałej ręki i kilku zdań rzuconych mimochodem.
Latem 1775 roku w Doruchowie zaczęła się historia, która zakończyła się ogniem — i ostatnim udokumentowanym procesem czarownic w Polsce.
Czternaście kobiet. Plotka, która wymknęła się spod kontroli. I stos, którego dym unosił się nad wsią jeszcze długo po wszystkim.
To nie jest klechda o magii. To opowieść o winie bez dowodów, o milczeniu, które bolało bardziej niż tortury, i o słowach, które — raz wypowiedziane — nie dają się cofnąć.
Sierp na szyi. Kłódka na stopie. Ciało, które miało nie wrócić — a mimo to, nie dawało spokoju.
Dziś znamy ją jako „Wampirzycę Zosię”. Ale zanim stała się archeologicznym odkryciem, była tylko dziewczyną, którą starano się unieruchomić.
Żelazem. Lękiem. Rytuałem.
W drugim odcinku „Klechd” opowiadam o tych, którzy nie zaznali spokoju po śmierci.
O strzygach błąkających się nocą.
O upiorach, które siadały na piersi śpiących i odbierały im oddech.
To opowieści zebrane u źródeł — z ust tych, którzy naprawdę wierzyli. Spisane, by nie przepadły wraz z tymi, którzy je opowiadali.
Bo czasem wystarczy, że ktoś jest inny.
By po śmierci odebrano mu prawo do spokoju.
Zakopany żywcem włóczęga. Niemowlę pogrzebane z ciałem matki. Stara kobieta znikająca pod krzyżem.
Nie łączyło ich nic — prócz ludowego przekonania, że jeśli odda się ich śmierci, śmierć odwróci wzrok od reszty.
W pierwszym odcinku „Klechd” cofamy się do końca XIX wieku, gdy przez podgórskie wsie przetoczyła się epidemia cholery. Potem przyszła wojna. A z nią – tyfus, czerwonka, hiszpanka.
To czasy, gdy zaraza nie była tylko chorobą – była siłą, demonem, przekleństwem z innego świata.
W dolinach, gdzie linia między życiem a śmiercią bywała cienka jak mgła o poranku, mieszkańcy szukali ratunku w rytuałach starszych niż pamięć.
To nie fikcja. To zapisane w zbiorowej pamięci historie z czasów zarazy – opowieści, które przetrwały, bo niosły coś więcej niż fakt. Niosły lęk. Przestrogę. Prawdę o człowieku, który w obliczu śmierci gotów jest zrobić wszystko, by przeżyć.