
JEŻE i LUDZIE
My ludzie, zarówno potrzebujemy siebie nawzajem - jak i ranimy siebie nawzajem.
Ranimy i jesteśmy ranieni. I tak na przemian.
Wczoraj, po koncercie w Willi Fitznera - szedłem przez tory kolejowe. Niedaleko za nimi - w ciemnościach, zauważyłem małe zwierzę. Próbowało zejść z krawężnika na ulicę. Domyśliłem się - że to jeż.
Co jakiś czas, przez ulicę przejeżdżały samochody. Obróciłem się i zauważyłem, że nadjeżdża właśnie jeden z nich. Tymczasem jeżyk, zszedł już prawie na jezdnię.
Z mojej oceny sytuacji wynikało, że jest duże prawdopodobieństwo tego, że wejdzie pod samochód. Kierowca jednak, dopiero kończył zakręt.
Podbiegłem do jeża i przyblokowałem go lewą nogą. Zatrzymał się i znieruchomiał. Widziałem jego wąski ryjek, który szybko skulił się pod brzuch.
W tym momencie byliśmy już obaj na jezdni.
Miałem plecak z odblaskowymi elementami - całe szczęście. Kierowca włączył migacz i ominął nas. Nie wcisnął nawet klaksonu. Domyślił się, że coś jest na jezdni.
Przejechał dalej.
Dotknąłem jeżyka nogą, lekko z tyłu. Całe szczęście miałem jeszcze zimowe buty. Nie odczułem jego kolców.
Wystartował natychmiast, jak na wyścigach. Bardzo szybko znalazł się po drugiej stronie. Była tam niewysoka trawa, w którą wskoczył. Widziałem tylko jego mały tyłek, wciskający się w zieloność.
Był bezpieczny.
Poszedłem dalej, słuchając przez słuchawki muzyki Johna Williamsa z Parku Jurajskiego...
A jeżyk - pewnie poleciał gdzieś, w coraz bardziej zielone od roślin gruzowisko, jakie pozostało po naszej Hucie Jedność.
*
To proste zdarzenie przypomniało mi o pewnym opowiadaniu, które kiedyś słyszałem. Opowiadaniu o jeżach. Jakimś dziwnym trafem, pasowało ono idealnie do tego, o czym rozmyślałem bardzo wiele, w ostatnim tygodniu.
Oto one:
Na łące żyły sobie jeże. Kiedy zrobiło się zimno - jeże chciały się od siebie ogrzać, więc zbliżyły się do siebie nawzajem. Jednak, kiedy zbliżyły się za bardzo - zaczęły się kłuć swoimi własnymi igłami.
To sprawiło, że znowu się oddaliły.
Ale po jakimś czasie, ponownie zapragnęły być bliżej. I jak wcześniej - kłuły się nawzajem, będąc za blisko.
I tak.. ciągle od nowa.
Czy my ludzie, nie jesteśmy podobni ?
Czy jest na to jakiś sposób ?
Być może trzeba zwiększyć wytrzymałość na ból ?
A może zbliżać się tylko czasem i zachować bezpieczny dystans ?
A może zostać samotnym jeżem ?
A może w ogóle przestać być jeżem ?
Jednak czy jeż może przestać być tym, czym stworzyła go natura ?
Kolce też są potrzebne jeżowi - inaczej będzie bezbronny.
Tymczasem, im ktoś więcej dla nas znaczy - tym większy ból potrafi nam sprawić. I wzajemnie.
Czasem nawet nieumyślnie. Nawet słowem. A może nawet zwłaszcza słowem. Słowa potrafią być jak długie igły. Pamiętamy ich głębokie ukłucia. Rany kłute goją się najdłużej.
Bez innych ludzi – potrafimy przeżyć. Tak.
Nigdy jednak nie rozwiniemy się w pełni. Nie dotkniemy głębi życia.
Jakie jest rozwiązanie tej sytuacji ?
Na to pytanie - każdy jeż, musi odpowiedzieć sobie sam...
JARO MAKOSZ
www.jmakosz.com